wtorek, 15 listopada 2016

Półchłopek pół o koszu, pół o siatce

Pochodzi ze stolicy Podkarpacia. W lutym skończy 21 lat. Poznajcie młodą siatkarkę, która żyje pod jednym dachem z… Baronem!


Kasia Krajniewska: Kasia, kiedy i jak narodziła się pasja do siatkówki?

Kasia Półchłopek: Odkąd pamiętam wyróżniałam się wzrostem wśród swoich znajomych w podstawówce. Dostałam nawet pseudonim Żyrafa (śmiech). Zawsze byłam wyrośnięta i bardziej dojrzała niż moi koledzy i koleżanki. Teraz przy moim wzroście (przyp. 177 cm) raczej nikt w to nie wierzy.

Szybko wystrzeliłaś w górę w podstawówce. W gimnazjum nagle stanęłaś i rówieśnicy Cię przerośli? 

Tak właśnie było.




To tak jak z moim mężem. Na etapie mini basketu – center, najwyższy koszykarz w Polsce. Teraz przy 198 cm pozostało niskie skrzydło (śmiech). Kontynuujmy jednak Twoją historię…

Pamiętam, że od drugiej klasy szkoły podstawowej, moja nauczycielka wychowania fizycznego, próbowała mnie namówić do gry w siatkówkę. Ja jednak byłam oporna i zawsze wolałam grać w kosza. Miałam chyba sentyment do tego sportu, ponieważ mój tata kilka lat wcześniej był sędzią koszykówki.

O proszę. Z sukcesami?

Z tego co wiem to sędziował kilka ważnych spotkań. Nie jestem jednak w stanie ich wymienić, bo tata raczej niechętnie wraca do tamtych lat.

Rozumiem. Czy ktoś konkretnie zainspirował Cię siatkówką?

Chyba jakoś w 5 klasie tata zabrał mnie i mojego starszego brata na mecz Asseco Resovii Rzeszów. Byłam wtedy zachwycona grą zawodników i atmosferą jaka panowała na meczu. Później kolega taty pomógł nam znaleźć miejsce, w którym mogłabym zacząć  trenować. W 6 klasie zaczęła się moja przygoda z siatkówką w klubie założonym przy Gimnazjum nr 1 w Rzeszowie. W gimnazjum tym powstała klasa siatkarska, do której zapisałam się po namowach mojego trenera. Tam spędziłam dwa lata. Z ciekawostek - jak się później okazało, Kacper (przyp. Kacper Młynarski) skończył rok wcześniej to samo gimnazjum. Później przyszedł czas na Łańcut…



O, Łańcut! Jest mi teraz bliski. W Sokole grał też kiedyś wspomniany Kacper…

Druga i trzecia klasa gimnazjum to były codziennie dojazdy na linii Rzeszów-Łańcut. Trzeci sezon mojej gry w Łańcucie zaczął się dość nerwowo. Klub zmienił swoją siedzibę. Przeniósł się do Jarosławia, a ja miałam podjąć decyzję o tym, gdzie chcę chodzić do liceum. Wybrałam V LO w Rzeszowie. W tej sytuacji trener postanowił, że zostawi mnie w Łańcucie, ale w innym, trochę słabszym klubie. Pamiętam, że byłam na niego wściekła. W tym czasie do Sokoła przyszedł grać Kacper…

Wściekłość szybko przeminęła? (śmiech)

Z biegiem czasu myślę, że podjęłam dobrą decyzję. Pamiętam, że to był dobry rok, bo jakoś w czerwcu zdobyłyśmy jako szkoła mistrzostwo Polski szkół ponadgimnazjalnych. Po tym sukcesie zaczęłam treningi w V LO (przyp. Mieści się tutaj Szkoła Mistrzostwa Sportowego). No właśnie... treningi. Nie mogłam być zgłoszona do rozgrywek, ponieważ poprzedni klub nie chciał wydać mojej karty zawodnika. Wtedy powiedziałam - stop i skończyłam trenować na jakieś trzy miesiące, pomimo tego, że niedługo później odzyskałam swoją kartę. Na szczęście mój tato szybko przekonał mnie, że powinnam spróbować sił w nowym miejscu.

W nowym miejscu… czyli?

Klasa trzecia... Matura! A co robi Kasia? Przenosi się do Mielca! Tam zaczyna się gra w seniorską siatkówkę pod okiem wspaniałego trenera, Romana Murdzy. Dostrzegł we mnie potencjał. Dał mi wielką szansę rozwoju, za co chciałabym mu bardzo podziękować. W Mielcu zostałam dwa lata i bardzo związałam się m.in. z córkami trenera, Natalią i Wiktorią.



Ten blog czytają pewnie głównie kibice koszykarscy. Możesz powiedzieć coś więcej na temat tego trenera?

Trener Murdza pochodzi z Radomia, sam grał kiedyś w siatkówkę w ekipie Czarnych Radom. To utytułowany trener siatkówki żeńskiej. Bodajże w roku 1996 wywalczył m.in. mistrzostwo Polski z Bielsko-Białą. W latach ’90 wiele razy stawał na podium, choćby ze Stalą Mielec. Po drodze był w Warszawie, w Pile, jednak od dłuższego czasu ponownie przebywa w Mielcu i robi kawał dobrej roboty przy drugoligowym klubie UKS Szóstka.

Czy spotkałaś na swojej drodze inne siatkarskie sławy?

Jeżeli chodzi o osobistość, którą było mi dane spotkać na swojej drodze oprócz trenera Murdzy, to jest nią na pewno Dorota Pykosz, była reprezentantka Polski. Wielokrotna mistrzyni Polski z Muszynianką. Grała z nami przez jeden sezon, a ja ten czas i ją jako osobę wspominam bardzo pozytywnie. Dawała nam, młodym zawodniczkom wielkie wsparcie. Kiedy grała w kadrze, zrobiłam sobie z nią zdjęcie. Parę lat później zagrałyśmy razem w jednej drużynie. Świetna sprawa.

I też pochodzi z Podkarpacia…

Tak. Urodziła się w Jaśle.



Ok, zostawmy na chwilę siatkówkę. Zaczęłaś wątek łańcucki. Wspomniałaś, że jak akurat grałaś w Łańcucie, w Sokole podpisał Kacper…  Czekam na love story! (śmiech)

Kiedy Kacper podpisał kontrakt w Łańcucie, koleżanki z zespołu dużo o nim mówiły, że jest przystojny i na pewno mi się spodoba... Ja jednak miałam wtedy chłopaka i jak się domyślasz, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Po jakimś czasie rozstałam się z nim. Zaczęłam zwracać większą uwagę na Kacpra, kiedy mijaliśmy się w hali między treningami. Widziałam, że on też na mnie spoglądał. Pojawiły się pierwsze uśmiechy, aż nagle któregoś dnia napisał do mnie na Facebooku. Tak zaczęła się nasza znajomość.

Zagadał na Facebooku? Eee nuda… Na pewno było coś ciekawego na żywo! (śmiech)

Pamiętam, że 8 marca przyniósł mi różę w Dzień Kobiet i wręczył mi ją przy wszystkich swoich kolegach i trenerze! Myślałam, że spalę się ze wstydu, ale z drugiej strony podobało mi się to co zrobił. Niestety, po 4 miesiącach „Baron” (przyp. Ksywa Kacpra Młynarskiego) dostał ofertę ze Starogardu Gdańskiego i podjęliśmy decyzję o rozstaniu. Przez dwa kolejne lata i ja i Kacper układaliśmy sobie życie z kimś innym, ale zawsze mieliśmy ze sobą większy lub mniejszy kontakt.

Ale, stara miłość nie rdzewieje…?

Ponad rok temu spotkaliśmy się przez przypadek na rzeszowskim Rynku. Rozmowa nam się kleiła i chyba wszystkie uczucia odżyły. Tylko sytuacja była trochę skomplikowana, ponieważ byłam w związku z kimś innym… Muszę jednak przyznać, że Kacper wtedy bardzo o mnie walczył i teraz znowu jesteśmy parą. Czyli chyba tak, stara miłość nie rdzewieje (śmiech).



I postanowiłaś opuścić Mielec i przywędrowałaś za Kacprem do Włocławka. Czy ten zespół to Twoje spełnienie marzeń? Czy po Mielcu miałaś może większe ambicje… Nie wahałaś się, czy nie zostać jednak na Podkarpaciu?

Na pewno wahałam się czy nie powinnam zostać w Mielcu. Było mi tam dobrze. Jednak podjęliśmy decyzję o wspólnym zamieszkaniu i nie było odwrotu. Bardzo znacząco dałam Kacprowi do zrozumienia, że chciałabym grać dalej w siatkówkę i fajnie by było, gdyby podpisał kontrakt w takim miejscu, gdzie miałabym możliwość trenowania. Były różne opcje, ale finalnie Kacper zdecydował się na Anwil, z czego bardzo się ucieszyłam. Jestem atakującą w drugoligowym WTS KDBS Bank Włocławek.



Jak się z nim żyje pod jednym dachem? Bo to wasz pierwszy rok, jak mieszkacie razem? Masz pewnie wesoło! Jak sprawdza się w roli gospodarza szanowny Baron? (śmiech)

Jak się z nim żyje? Okropnie! (śmiech) A tak szczerze, to wiedziałam, że będzie ciężko, chociażby dlatego, że obydwoje mamy bardzo trudne charaktery. To pierwszy raz, kiedy przebywamy ze sobą praktycznie 24h na dobę. W Tarnobrzegu bywałam tylko przez trzy dni weekendowe (przyp. Kacper grał w Siarce Tarnobrzeg ostatnie dwa sezony). Teraz mamy siebie praktycznie cały czas, nie licząc treningów i wyjazdów na mecze. Staramy się sobie nawzajem pomagać, ale wiadomo jak to jest kiedy zmęczenie wygrywa z człowiekiem. Mamy niepisany podział obowiązków. Każdy robi to, co potrafi najlepiej. Kacper powiedziałby teraz, że ja robię wszystko lepiej, żeby uniknąć swoich obowiązków, ale na szczęście to ja udzielam odpowiedzi i nie będzie miał tak łatwo (śmiech) Zdecydowanie lepiej sprzątam, gotuję, piorę, zmywam naczynia i... chyba właśnie złapałam się na tym, że to ja robię większość rzeczy w domu! (śmiech) Kacper natomiast wyrzuca śmieci, bo ja tego nie lubię robić i robi inne drobne rzeczy, o które go poproszę.

Trenuje przy okazji rzucanie do… kosza (śmiech). A propos kosza… Byłaś już na ligowym meczu Anwilu?

(śmiech) Niestety, nie miałam jeszcze okazji być na ligowym meczu Kacpra. Nasze terminarze ułożyły się akurat tak, że kiedy on gra w Hali Mistrzów, to ja akurat mam mecz na wyjeździe... Zaczęłam sezon trochę wcześniej, więc chociaż „Baron” miał okazje być już na moich meczach.

Twoja drużyna też trenuje w Hali Mistrzów?

Tak jest. Obydwoje trenujemy w Hali Mistrzów. Ja zaczynam o godz. 16 i po dwóch godzinach mojego treningu Kacper zaczyna swój. Zdarza się, że jeszcze sobie podokuczamy w międzyczasie, a później rozchodzimy się w swoją stronę. Czasami mamy też poranne treningi o tej samej godzinie. Wtedy Kacper podwozi mnie na siłownię, która jest ulokowana niedaleko Hali Mistrzów i jedzie na swój trening.

Jaka atmosfera panuje na waszych meczach? Przychodzi spora grupa kibiców? Jest taki doping jak na H1 (przyp. zorganizowana grupa kibiców koszykarskiego Anwilu)?

Na pierwszym ligowym meczu byłam bardzo zaskoczona frekwencją na trybunach. Myślę, że kibiców jest  zawsze około 200, może 300... Zawsze byłam słaba z matmy (śmiech). Widać, że Włocławek to miasto sportu. Słyszałam, że na meczach Anwilu doping jest świetny, ale nasi kibice siatkarscy są również wspaniali.

Znałaś tu we Włocławku już kogoś wcześniej? Jak przebiegła aklimatyzacja?

Znałam wcześniej jedną z rozgrywających. Reszta moich koleżanek i trenerzy również bardzo dobrze mnie przyjęli. Wszyscy byli pomocni, kiedy jeszcze nie znałam miasta. Zdarzało się, że miałyśmy pojedyncze treningi w szkolnych salach, w różnych częściach miasta. Jeżeli chodzi o samo miasto, to wiadomo, że nie jest to mój ukochany Rzeszów, ale dobrze mi się żyje we Włocławku. Wszystko co jest mi potrzebne do życia, jest bardzo blisko. Mieszkanie też mamy ładne, więc przyjemnie jest przyjść do niego po ciężkim treningu. Na szczęście znaleźliśmy takie blisko Hali Mistrzów, to już w ogóle czad.



Do Rzeszowa chyba nie prędko się wybierzecie? Pewnie dopiero po sezonie?

Dobrze się złożyło, że obydwoje jesteśmy z jednego miasta. To znacznie ułatwiło nam przeprowadzkę. Ja byłam w Rzeszowie tylko raz od sierpnia, na chrzcinach córki mojego brata. Szkoda, że Włocławek jest tak daleko, bo nie będę widzieć jak z miesiąca na miesiąc rośnie moja chrześnica. Tęsknię też za rodzicami, ale kiedy potrzebuję rady, to moja mama zawsze udzieli mi jej przez telefon. Na tatę też zawsze mogę liczyć. Kacper niestety od sierpnia nie był w domu, nieprędko może się okazja na wyjazd trafić. Istnieje ryzyko, że nawet Wigilię spędzi we Włocławku.

Jesteś jeszcze młodziutką zawodniczką. Jakie są Twoje plany? Czy gdybyś miała znakomitą propozycję w odległym mieście, niż gra akurat Kacper, podążałabyś za siatkarskimi marzeniami? Czy jednak to jest Kacpra 5 minut i wolisz być przy nim, mimo wszystko.

Oczywiście chciałabym grać jak najdłużej będzie to możliwe. Jest to moja pasja. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie będę grała wiecznie. Kiedyś przyjdzie taki moment, że będę musiała skupić się na rodzinie. Nie będzie to dla mnie problemem, żeby zrobić sobie przerwę lub zupełnie zakończyć moją przygodę z siatkówką. Jestem bardzo rodzinną osobą i zawsze dobro mojej rodziny będzie dla mnie najważniejsze. Teraz jest czas kiedy obydwoje możemy się skupić na swojej dyscyplinie w tym samym mieście. Jednak kiedy przyjdzie taki czas, że Kacper podpisze kontrakt w miejscu, w którym nie będzie siatkówki, to będę go wspierać całym sercem i opiekować się nim jak tylko najlepiej potrafię... No chyba, że bardzo mnie zdenerwuje! (śmiech)


Rozmawiała Kasia Krajniewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.