sobota, 10 lutego 2018

Koszykówka napisała mi życie

Ostatnimi czasy miałam jej już dość. Wieczne biadolenie w Internecie, jakie to wszystko z nią związane w Polsce, jest złe. Kontuzje. Denerwujący „kibice sukcesu”. Ale ta cholera jest ze mną od zawsze. Muszę ją szanować i się podporządkować, bo ją po prostu kocham.


Trochę bracia zgotowali mi taki los. Jakoś w 1997 roku zapoznali mnie z nią. Plakaty na ścianach, NBA po nocy. Miałam 8 lat. Wtedy najstarszy brat, Łukasz, w wieku 19 lat, z juniorów Siarki Tarnobrzeg dostał się do 2-ligowego zespołu (aktualnie 1 liga). Drugi brat, Marcin, miał wtedy 14 lat, trenował w młodzieżówkach „Siary”. Fajnie wtedy było w Tarnobrzegu. Piłka nożna, siatkówka, koszykówka, tenis stołowy – wszystko pod szyldem KS Siarka, wszystko na bardzo dobrym poziomie. Rodziców jakoś nigdy do sportu nie ciągnęło. Raczej tylko sport w teorii. W sumie to nie wiem skąd ten bakcyl u braci. Może po prostu dlatego, że w Grodzie Siarki w tych czasach, każdy dzieciak chciał uprawiać sport, bo nie było innych atrakcji. No i cudowne lata 90-te, czyli bum na Jordana i całe NBA.

Raz poszłam z mamą na mecz Łukasza. Początkowo wiało nudą, a jedyne, co interesowało 8-latkę, to wygląd zawodników. Ale od czegoś trzeba zacząć. Tak co dwa tygodnie chodziłam do Hali Widowiskowo-Sportowej MOSiR w Tarnobrzegu. Zaczęłam dostrzegać inne aspekty. Prawie całkowicie wypełnione trybuny, doping, muzyka lat 90-tych, która zawsze kojarzyć mi się będzie już z tarnobrzeską halą. Żałuję tylko, że nie miałam wtedy telefonu z aparatem. Ile fajnych wspomnień… Brat w jednej ekipie z kończącym już powoli karierę, Zbigniewem Pyszniakiem, pokazowy mecz pomiędzy ekstraklasowymi ekipami - Cersanitem Nomi Kielce a Polonią Przemyśl. Pierwszy raz widziałam wtedy czarnoskórych graczy. Miazga! Dopiero zaczynałam naukę angielskiego, ale po meczu podeszłam do jednego i wydukałam: „Hi, can I have your autograph?” Jakoś tak. Derrick Hayes. Pamiętam jak dziś.

Zawsze gdzieś tam wyróżniałam się w sporcie. Biegałam na 60m, 100m, chodziłam na wszystkie możliwe SKS w SP nr 5, potem w Gimnazjum nr 3 i LO im. M. Kopernika w Tarnobrzegu. Streetballe (m.in. w Rzeszowie, fajna impra z raperami WSZ i CNE), ferie z koszykówką... Piłka halowa, siatkówka, koszykówka. Łoiło się czasem i chłopaków. Czasem żałuję, że gdzieś tam mnie ktoś nie popchał dalej. Szkoda, że w Tarnobrzegu nie było sekcji koszykówki żeńskiej. Przecież do Stalowej Woli wtedy iść, to byłby skandal (śmiech). Chociaż raz było nawet blisko – trener Bogdan Pamuła pochwalił mnie po jakichś zawodach szkolnych. Zajarałam się. Kurczę, nawet w finałach wojewódzkich byłam. Opaska na głowie, opaska na nadgarstku. Iverson w spódnicy (śmiech).


Jakoś w gimnazjum bardziej zrozumiałam koszykówkę. Chodziłam na mecze z notesem i długopisem. Nie było dostępu do statystyk w Internecie, dlatego sama sobie notowałam numery i nazwiska zawodników i pisałam sobie punktację. Potem już były bardziej zaawansowane staty – pojawiały się zbiórki, straty. Z asystami jeszcze były problemy, ale z biegiem czasu udawało się wychwycić. Internet stawał się coraz bardziej popularny, dostępny i szybszy ok. roku 2006. Pojawiła się strona piłkarskiej Siarki Tarnobrzeg. Była opcja komentowania newsów. Gdzieś tam zaczęły się pojawiać pierwsze komenty o koszykarskiej Siarce. Wciągnęłam się. O ile mnie pamięć nie myli, admin „Banita” – Tomek Urban, dzisiaj ekspert piłkarskiej Bundesligi, dał mi możliwość pisania newsów o koszykówce. Gdzieś tam w świecie sportu, ten pseudonim OWCA (tak, od hali też m.in.) zaczął być rozpoznawalny. Fajnie było teraz iść na mecz i praktycznie każdy w hali się przywitał, zbił pionę. Ale na Tarnobrzegu się nie kończyło. Kilka razy udało mi się pojechać razem ze Zbigniewem Pyszniakiem i jego synem do Jarosławia na ekstraklasę, czy na derby 1 ligi do Stalowej Woli. Wtedy jeszcze kibice piłkarscy Siarki chodzili i jeździli na mecze. Co to była za atmosfera! Opóźnione mecze, adrenalina, obawa, żeby nie odwołali meczu, strach żeby w łeb czymś nie dostać. Gdy tylko były ferie, śmigałam do braci do Wrocławia (Marcin studiował, Łukasz już podjął pracę przy Śląsku). I tylko sprawdzanie, kiedy Śląsk gra u siebie w ekstraklasie. A jak trafiło się na Euroligę, to już w ogóle kosmos! Oglądanie Panathinaikosu z 10 piętra Hali Ludowej albo z parteru Orbity. Sztos! 24 na dobę w koszulce Lynna Greera.

Potem była nasza-klasa i mnóstwo koszykarskich kontaktów z całej Polski! Gdzieś tam po drodze dukałam jeszcze jakieś teksty na forum e-basketa.

2007 rok wywrócił trochę to beztroskie, koszykarskie życie o 180 stopni. Wiosna. W Tarnobrzegu rozgrywane są ćwierćfinały MP U18. Patrzę na grupę. Wow – Prokom Trefl Sopot! Zbiór jednych z najlepszych zawodników w moim roczniku 89 oraz 90. Notesik i długopis przygotowane. Newsiki o MP U18 pojawiają się na stronce Siarki i na e-baskecie. W hali byłam z koleżankami, dzielnie wspierały mnie przy „dziennikarce”. Ok teraz już mogę mówić, chyba kar nie będzie (śmiech). Jako nieliczna miałam już 18 lat ukończone. Kupiłam chłopakom z Prokomu wina. Z tarnobrzeską ekipą i z trójmiejskimi gigantami wymknęliśmy się na imprezę do ówczesnego Planet In. A co, niech chłopaki nie myślą, że tylko w Sopocie dobre imprezy (śmiech). Nawiązałam wtedy fajne kontakty. Waca, Śmigło, Kostek, no i jakiś Gonzo. Fajnie było od czasu do czasu pogadać na naszej-klasie czy na gadu-gadu o koszu.

2008 rok. Czas podjąć decyzję, gdzie iść na studia. Od zawsze na pierwszym miejscu Wrocław, bo bracia, bo Śląsk. Ale tak spoko rozmawiało mi się m.in. z Gonzem, że zostałam namówiona na to, żeby złożyć papiery do Trójmiasta. Jakie szczęście, że akurat miałam tam dwóch wujków w policji. Zawsze to rodzice mieli świadomość, że jestem bezpieczna. I wiecie co? Chyba tak musiało być. WKS upadł, Prokom stał się potęgą. AWFiS Gdańsk, nowy chłopak, mecze Prokomu w Eurolidze, Bałtyk, AZS Gdańsk (pozdrowienia dla Pani Czerlonko!). Czy nie można było lepiej trafić? Od tamtej pory wierzę w przeznaczenie. Od tamtej pory też patrzę na basket z innej perspektywy – perspektywy bardziej emocjonalnej, jednak przy tym, staram się nie gubić obiektywizmu. Zawsze wierzyłam i nadal wierzę w Gonza. To prawdziwy walczak. Mimo, że koszykówka kilka razy odwracała się od niego (kontuzje), on dalej walczy. A ja razem z nim. Choć czasem mam dość, jedziemy dalej na tym wózku i wierzę, że jeszcze zajedziemy na górę. Ciągle zbieram fotki, montuję filmiki, żeby pokazać kiedyś potomnym.

2008-2012 rok – fajne 4 lata w Gdyni. Przez jakiś czas nawet pisałam wtedy dla Sportowych Faktów o 1 lidze. Nowe kontakty wśród zawodników i trenerów zaplecza ekstraklasy. Kilka wywiadów można jeszcze gdzieś znaleźć w necie (śmiech). Przygoda z Eurobasketem w Gdańsku w sekcji Media Center - mega! Tony Parker, Nando DeColo itp, itd...
Wybrałam Turystykę i Rekreację – specjalizacja Fitness Nowoczesne Formy Gimnastyki. Miałam przeczucie, że czeka mnie częste zmienianie miejsca zamieszkania i pracy. W tej branży gdzieś tam zawsze można się zakręcić. Jak się dziś okazuje, to był ok wybór. W LO ambitne plany, medycyna, nawet korki brałam z bioli i chemii. Maturka całkiem całkiem. Ale gdzie tam… Sport to sport!

Maj 2012 – Krzysiek awansuje ze Startem Gdynia do ekstraklasy. Całkiem spoko mecze finałowe.
Czerwiec 2012 – kończyłam 4 rok studiów... Pojawił się telefon z Tarnobrzega, żeby Krzysiek przyjechał na testy. Prezes Pyszniak był na finale w Radomiu i jest zainteresowany. Coach Szczubiał był zadowolony. Tylko co teraz? Został mi ostatni rok studiów. Krzysiek z szansą na debiut w PLK. Związek na odległość? No way! Muszę być tego świadkiem! Załatwiłam IOS i co miesiąc śmigałam z Tarnobrzega do Gdańska. W Tarnobrzegu magisterka spokojnie się pisała. 5 rok i obrona na 5. Da się kobity? Da! Pozdrawiam przy okazji promotora, Pana Romana Tymańskiego z Asseco! Mimo, że byłam na TiR, uparta napisałam pracę o koszykówce: "Charakterystyka i rola rozgrywającego w koszykówce".









Drugi sezon w Tarnobrzegu już był spokojniejszy. Krzychu w zdrowiu, spoko rola w zespole, ja mam pracę i blisko rodzinę. Prowadziłam zespół cheerleaders, w którym sama tańczyłam, pomagałam przy prowadzeniu fanpage’a, organizowałam turniej koszykarski dla dzieci i dorosłych, działałam w fitnessie i odbywałam staż w Urzędzie Miasta (Wydział Edukacji, Sportu i Zdrowia). Cenne doświadczenia! Wkręciłam się w Klub Kibica. Jeździliśmy do Gdyni, Włocławka, Przemyśla czy Radomia (nawet kiedyś wygrałam w przerwie konkurs rzutowy w hali "Lego"!. Fajne czasy!

Po całkiem przyzwoitych indywidualnie sezonach Krzycha w Tarnobrzegu, pojawiła się oferta z Anwilu Włocławek. Utytułowany klub, fajna szansa, rodzinne strony taty. Jedziemy! Na początku wyglądało to fajnie. Ciekawa rola w zespole, ja znalazłam fajną pracę w Klubie Fitness, cudowna atmosfera na trybunach, mega otoczka, fajni ludzie w klubie. Niestety, zawirowania z trenerem, zmiany w składzie, problemy klubu, sprawiły, że już tak kolorowo nie było. Pojawiła się frustracja i chęć ucieczki. Tak w ogóle to dzięki szalone kibicki za wyjazdy do Kutna, Sopotu czy Torunia! No i dzięki za Milion, Bulwary, Bistro Smaki, Formę, Jezioro Czarne, za najlepszy kibicowski klimat (tuż po Ludowej).



Po Anwilu pojawiła się atrakcyjna oferta z Krosna. Bardzo mocny skład, jak na 1 ligę, aspiracje do awansu, dobra rola w drużynie, ja zaczepiłam się znowu do klubów fitness. I masz. Los spłatał figla. Poważny uraz tuż przed startem rozgrywek, który wyeliminował z gry do końca sezonu. Chyba najbardziej dołujący czas w koszykarskiej przygodzie. Znowu pakowanie walizek, powrót do Tarnobrzega, ale tym razem tylko do domu i oglądanie meczów z trybun. Kiedy pojechaliśmy do Krosna na finał z Legią, to aż serce waliło. Awansowali. Niestety bez nas. Dołek. Ale i umocnienie charakteru! Koniec Polski, ale jaki piękny. Blisko w Bieszczady! Dzięki za Posmakuj, Prządki, Eurogym i ActivZone.

Pozostała odbudowa. Postawiliśmy na Łańcut. Fajna atmosfera, blisko do Tarnobrzega. Ciężka przeprawa. Dobrze, że praca była i super sąsiedzi! Na szczęście forma wróciła na play off. Gdyby ekipa w końcówce sezonu się nie posypała, były realne szanse na awans do PLK. Dzięki za park, zamek, Piktonówkę, "LA Wagsy".

Obecnie jesteśmy w Prudniku. To nasze 6 miasto. Tutaj też na papierze przed sezonem skład wyglądał na mocne TOP4. Dobra rola w zespole, ja znalazłam pracę w marketingu w ośrodku wypoczynkowym. Niestety, kontuzje kilku zawodników pokrzyżowały plany zespołowi. Play off już raczej nierealne. Pozostaje walka o bezpieczne miejsce w tabeli. Ale sezon jeszcze trwa! I pewnie kilka przygód na Opolszczyźnie jeszcze będzie. Ja już dziękuję za fajną atmosferę w hali Obuwnika, Góry Opawskie, Czechy.

Za małolata koszykówka zawsze sprawiała mi radość. Od 10 lat to taka trochę „niezrównoważona emocjonalnie kobieta”, która raz ciągnie w górę, raz w dół. Sama zdecydowałam się na taki los i wiecie co? Nie żałuję. Pomimo czasem negatywnych emocji, przeważają te pozytywne. Co chwilę poznaję (poznajemy!) nowych ludzi, nabywamy nowe doświadczenia, poznajemy nowe miejsca, nowe smaki. I chyba napiszę kiedyś książkę o naszym psie. „X lat tułaczki Basketa”. Biedak, nie ma swojego terytorium od 7 lat. Ale wiecie co? Wszędzie gdzie jesteśmy razem, jest nasz dom. Ale ten taki materialny trzeba będzie w końcu gdzieś postawić i się ustabilizować. Na razie nie wiemy gdzie, co i jak. Ale może trochę oszukać przeznaczenie i ulokować się tam, gdzie początkowo miałam zamiar? Ej, ale wtedy musi powrócić wielki WKS! (śmiech) No dobra, albo chociaż Asseco! A może by tak Siarę wskrzesić? Kolejne decyzje przed nami. Wierzę, że reżyser tego koszykarskiego filmu, szykuje dla nas fajny scenariusz, czyli: pozostaję przy baskecie, pracuję w marketingu jednego klubu i już gdzieś pomału przysiadam, by odpocząć, pomyśleć trochę bardziej o sobie, walizki wyciągam tylko na wymarzone wakacje. Brzmi ekstra! Ale będzie co będzie. Na pewno jak mężul skończy grać, to bratu trenerowi jeszcze będzie się kibicowało z 30 lat? Proste!


PS Mam nadzieję, że tekst w jakiś sposób, stał się pomocny dla ludzi z pasją (idźcie z pasją przez całe życie!) oraz dla dziewczyn, które planują życie ze sportowcem. Dziewczyny, wspierajcie, co by się nie działo. Wkręcajcie się w zawód, pasję swoich facetów, jeździjcie z nimi po świecie. Pracę zawsze można zmienić. Wspomnień nigdy. A i olewajcie zawistnych ludzi! :) Dobra, idę dalej pod pachą z tą pomarańczową babką. Piona!